piątek, 24 lipca 2020

#9


Siedzę na przystanku i czekam na autobus. Po wieczornym treningu jestem zmęczona jak pies, ale zadowolona, że – mimo zmęczenia całodzienną pracą i prywatną praktyką – zmobilizowałam się, by przyjechać poćwiczyć. Zatapiam się w myślach, planuję, co zrobię po powrocie do domu. Z kontemplacji nad wyborem: serial czy książka wyrywa mnie pojawienie się mężczyzny, który siada obok. Widać, że na kogoś czeka, jest wyraźnie zniecierpliwiony, co trochę wstaje i rozgląda się.
Przyglądam mu się. Jest wysoki, w średnim wieku, ciemny blondyn. Spod rozpiętej koszuli w kratę widać niebieską koszulkę. Zadbany, może nawet przystojny.
Z tylnej kieszeni dżinsów wyjmuje komórkę i wybiera numer.
- Gdzie ty jesteś? Zadzwoń do mnie, jak włączysz telefon.
Po chwili znowu gdzieś dzwoni:
- Cześć, tu Andrzej. Czy Marta już wyszła? Co to znaczy ‘jakiś czas temu’? Ja? Czekam na przystanku, auto mamy w naprawie. Aha, dzięki wielkie.
Przez chwilę nerwowo chodzi w kółko i znowu do kogoś dzwoni:
- Cześć, nie wiesz, gdzie jest Marta? Nie, nic się jej nie stało. Tak, dam znać… ok, muszę kończyć.
Mruczy pod nosem:
- Ta to potrafi człowieka zagadać na śmierć.
Wybiera kolejny numer.
- Kurwa. - Najwyraźniej nie dodzwania się, bo rozłącza się zirytowany.
Znowu podnosi się z ławki i krąży, aż wreszcie zjawia się kobieta. Podchodzi do mężczyzny, całuje go w policzek i mówi:
- Przepraszam za spóźnienie.
- Gdzie byłaś?
- W pracy, a gdzie miałam być? Przedłużyło mi się spotkanie.
- Jakie spotkanie?
- Z Czechowiczem, a o co chodzi?
- No jasne – rzuca kpiąco mężczyzna.
- A co, będziesz mi teraz robił przesłuchanie?
Wtem mężczyzna zwraca się do mnie:
- Wie pani, od dwóch miesięcy codziennie zostaje po godzinach…
Przerywa kobieta: - Jezu, jaki ty jesteś prymitywny.
- Spotkałaś się z nim?
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Czyli jednak! – cedzi, pewny swej racji, mężczyzna.
- A co myślałeś, że skoczyłam po pracy do lekarza na dziesięć minut i zrobiłam aborcję?
Przyglądam się kobiecie. Szczupła, elegancka, biała bluzka, granatowy kostium. Nie widać, by była w ciąży. Pewnie jeszcze za wcześnie.
- A może pani mi powie, co? – Znowu ten facet, tym razem kobieta mu nie przerywa. - Czy kobieta, która przez pięć lat leczyła się z bezpłodności, może wygadywać takie rzeczy?
Z jednej strony wolałabym uniknąć konfrontacji, w końcu to nie moja sprawa, z drugiej zaś jakoś zaintrygowała mnie ta para. Zwycięża zawodowa ciekawość:
- Wie pan, to zależy. Kobieta ma prawo mieć wątpliwości.
Niespodziewanie Marta zaczyna płakać. Opiera się o wiatę, a płacz przeradza się w szloch, przerywany pełnymi wyrzutu słowami, z których udaje mi się wyłapać, że obawy wynikają z lęku, że powtórzy się sytuacja z przeszłości, płacz, depresja poporodowa i że ona sobie z tym nie poradzi.
Spoglądam na mężczyznę i widzę, że on kompletnie nie rozumie. Nie wiem już, na ile ja znam i rozumiem ten wachlarz uczuć i rozterek, bo sama jestem kobietą, a może dlatego, że jestem psychoterapeutą, a do mojego gabinetu przychodzą również pary.
Facet patrzy gdzieś w dal, z kpiącym półuśmiechem i czuję, że jego partnerka została z problemem kompletnie sama i jest po prostu przerażona.
Nagle gościu zwraca się ponownie do mnie:
- I co, nabrała się pani? Przecież ona zmyśla.
I do swej partnerki:
- Wiesz co, Marta, czasami tak długo gadasz bzdury, aż sama zaczynasz w nie wierzyć. Jakoś poprzednio wszystko się udało. Dopiero, jak wróciłaś do pracy…
- Do pracy?! – wrzasnęła kobieta – Trzy lata zajął mi powrót na poprzednie stanowisko. Teraz będzie tak samo. Odejdę jako supervisor, a wrócę jako asystentka. W jeden dzień znajdą kogoś na moje miejsce.
- No i jesteśmy w domu. Nie mam prawa decydować, bo to ty jesteś na kierowniczym stanowisku, a ja zarabiam mniej, tak? – zirytował się facet, a mnie już więcej nie trzeba było, by znać źródło problemów tego małżeństwa.
Podjeżdża mój autobus. Z ulgą stwierdzam, że nie jest to numer, na który czeka para i wsiadam, zostawiając za sobą kobietę na zakręcie życia i faceta, którego pewnie trudno winić, że w dorosłość wszedł z kompleksami, kompletnie niedojrzały do roli, którą przyszło mu grać.
Zajmuję miejsce przy oknie i wyjmuję notes. Mam dwadzieścia minut jazdy, by opisać historię małżeństwa.